moja wina....
Megalomania. Umiłowanie fikcji. Fałsz. Obłuda ... Zadziwia mnie zawsze to, że komuś więcej przyjemności sprawia wywołanie czyichś łez niż uśmiechu. Czy tak jest łatwiej?
Zniszczyć, zdeptać, zagryźć.. a wszystko sprytnie obmyślone realizować tak, by "dziurki nie zrobić, a krew wypić".
Najpierw mnie to śmieszyło. Potem irytowało. Potem zaczęło niszczyć. A teraz nie mam już sił.
Nie jesteśmy w piaskownicy. Jesteśmy dorosłe. A w Tobie wciąż jest to małe dziecko, które na tupnięcie nóżką musi mieć, co chce "teraz, zaraz już, bo jak nie, będę płakać" ..
"Odebrałaś mi przyjaciół. Oni nie chcą się ze mną bawić. A to ja mam na nich monopol, bo znam ich dłużej".. rozpieszczona księżniczka sama zniszczyła swój zamek, a teraz szuka winnego, by został ścięty...
Eh...piszę trochę bez ładu i składu, ale absurd tej sytuacji sprawia, że słowa przychodzą z trudem... Zostaję ukarana za to, że potrafię słuchać, być przyjacielem, bez względu na wszystko. Zawsze myślałam, że to moje zalety, jedne z niewielu zresztą. A teraz ta Twoja wojna podjazdowa, prowadzona za pomocą niczystych środków,robi ze mnie potwora. Wolę gnić w samotności,niż pozwolić się niszczyć. I pomyśleć, że jeszcze niedawno, dałabym się za Ciebie pokroić... Słyszę o sobie tyle ciekawych rzeczy, że powoli zaczynam w nie wierzyć. Może rzeczywiście taki ze mnie potwór.Nie jestem plastelinką - nie możesz mnie uformować na swojego podnóżka, nie jestem kukiełką - nie możesz mną sterować. Moja wina....